Zdrowe śniadanie - cz 1.

Zanim przedstawię mój pogląd na temat tego, co poleciłbym jako propozycję zdrowego śniadania, które jest stosunkowo łatwe i szybkie do przygotowania, a jednocześnie jest pożywne, smaczne i wzmacniające, chciałbym na początek opowiedzieć moją przygodę ze zdrowymi śniadaniami, jaka przydarzyła mi się w Japonii  

Otóż, jakiś czas temu, gdy przebywałem przez rok Japonii, mieszkałem i stołowałem się przez rok z japońską rodziną. Nazywali się Yoshino. 

Nie było to w dużym (ani też małym) mieście, ale w jeszcze mniejszej – lekko górskiej – miejscowości, gdzie dosyć mocno wyczuwało się starego japońskiego ducha i tradycję. Ludzie byli tam bardzo życzliwi, a cały sposób widzenia życia i rzeczywistości był raczej mocno odmienny, niż w Europie i Polsce.  


Rodzina, u której zamieszkałem, chciała być bardzo gościnna i postanowiła, że specjalnie dla mnie będą rano serwować śniadania w tzw. „europejskim stylu”, natomiast obiady i kolacje jadaliśmy już bardziej w stylu japońskim. 
Okazało się jednak, że te tzw. zachodnie śniadania były dla nie tylko niesmaczne, ale wręcz trudno zjadliwe. Otóż dostawałem codziennie dwa sadzone jaja na zimno, wyciągnięte z lodówki, do tego dwie małe (także zimne i świeżo wyciągnięte z lodówki) paróweczki. 
Mogłem sobie to przepić szklanką ciepłego mleka oraz przegryźć tostem z dżemem. 

Ponieważ wszyscy Ci Japończycy byli bardzo uprzejmi, zatem razem ze mną poświęcali się i zjadali właśnie tego typu poranne posiłki. Najczęściej jadaliśmy w cztery osoby.  

Być może niektórym białym osobnikom (przedstawicielom tzw. zachodniej cywilizacji) mogło by to odpowiadać, jednak ja – po jedzeniu przez miesiąc takiego śniadania – powoli dostawałem odruchu wymiotnego. Te lodowate sadzone jaja i parówki przepijane ciepłym mlekiem coraz bardziej stawały mi w gardle. 
Postanowiłem wówczas porozmawiać z szefową i panią domu, wyjaśniając jej, że my w Polsce zjadamy mniej jajek – tylko kilka na tydzień, a dwa dziennie każdego dnia, to dla mnie jest za dużo. 

Pani okazała się bardzo domyślna i o dobrej intuicji; po prostu zrozumiała, że mi te „zachodnie” śniadania nie smakują i nie odpowiadają. 
Po konsultacjach z mężem zapytali mnie wspólnie, czy chciałbym zatem spróbować jadać razem z nimi japońskie śniadania. Z wielką chęcią i wręcz ulgą na to przystałem. 
I tak oto jadaliśmy na śniadanie tradycyjną japońską zupę miso oraz ryż z natto (fermentowaną soją). 
Zupa miso (miso-shiru) to tradycyjna zupa, której kluczowym składnikiem jest pasta miso; jest to specjalnie (długo) fermentowana soja z ryżem lub jęczmieniem. Zależnie od proporcji (soji, jęczmienia, ryżu) może mieć ona dosyć zróżnicowany smak i kolor. Tradycyjnie fermentuje się ją w beczkach przez minimum sześć miesięcy. Używa się do tego specjalnego grzyba Aspergillus flavus, a także sporej ilości soli, która chroni całość przed psuciem się.  
Metodą przemysłową miso produkuje się przy podwyższonym ciśnieniu, dzięki czemu proces produkcji skraca się do trzech miesięcy. 

W każdym bądź razie zupa miso jest nie tylko bardzo pożywna i zdrowa, ale także stosunkowo smaczna, a nawet po pewnym przyzwyczajeniu się może być postrzegana jako bardzo smaczna. 
Oprócz samej pasty miso, którą dodaje się na końcu, może ona zwierać w sobie bulion warzywny, różnego rodzaju grzyby, glony, czy skorupiaki. Nierzadko do takiej zupy dodaje się też tofu (specjalnie przyrządzany serek z mleka sojowego).
Często Japończycy stosują także glony kombu (typowe do przyrządzania zup), czy gotowy bulion o nazwie dashi.      


Jednak moja japońska rodzina była zaskoczona moją decyzją (i często podawali mnie jako wzór otwarcia się na japońską dietę) z innego powodu, a mianowicie: natto. 
Natto jest najbardziej specyficznym produktem w kuchni japońskiej – jest kleiste, ciągnące się i w oryginale ma zapach i smak typowo fermentacyjny. 
Tradycyjnie połowa Japonii była otwarta na spożywanie tej potrawy, a połowa jej nie jadła. 
Obecnie, z uwagi na ogromne walory zdrowotne, zarówno w całej Japonii, jak i na świecie jest większe otwarcie na ten produkt.

Natto to krótko fermentowana soja (proces wytwarzania trwa zaledwie dwa dni) przy pomocy bakterii Bacillus subtilis. Odpowiada ona m.in. za psucie się chleba, który staje się ciągnący, kleisty i cuchnący. 

Jednak gotowana soja po przefermentowaniu przez jedną dobę tą bakterią całkowicie zmienia swoje właściwości biologiczne. Wytwarza się wówczas m.in. witamina K2, naturalne antybiotyki oraz szereg enzymów. Po fermentacji należy całość schłodzić przez jedną dobę w lodówce, aby zahamować proces i zmniejszyć zapach amoniaku. 


Oczywiście zarówno w całej Japonii, jak i obecnie w Polsce w sklepach ze zdrową żywnością można kupić gotowe natto, jeżeli nie mamy ochoty przyrządzać go samodzielnie (aby robić samodzielnie natto, musimy nabyć stosowne bakterie - Bacillus subtilis natto). 


A zatem po zjedzeniu zupy miso, która codziennie była w nieco innej wersji (czasami miała w swoim składzie różne grzyby, małże, czy tofu), spożywaliśmy ryż z fermentowaną soją natto w sposób bardzo tradycyjny. 
Mieszaliśmy natto z odrobiną musztardy i sosu sojowego. Następnie na gorący ryż wybijaliśmy jedno lub dwa surowe jajka, wysypywaliśmy na wierzch zmieszane już z musztardą natto, a następnie całość mieszaliśmy pałeczkami do jednolitej konsystencji. 

Czy to było smaczne? Raczej tak – stopniowo coraz bardziej przyzwyczajałem się smakowo do takiego japońskiego śniadania. 
Jednak, co szczególnie istotne, działanie zdrowotne na mój organizm było zaskakujące, czy wręcz szokująco pozytywne. Po kilku tygodniach czułem ogromną siłę witalną w układzie trawiennym (zwłaszcza w jelitach), jak i w całym organizmie. 





Komentarze